Piotr B. pisze: ↑27 lipca 2025, o 22:48
Te zwierzęta oddchały nieco innym powietrzem niż obecne. Pytanie, całkiem poważne, jaka mogłaby być ich tolerancja na niższy poziom tlenu.
Pytanie bardzo ciekawe. Ale zwolnijmy.
Po pierwsze, mowa tu o Jurassic World Rebirth - filmie, który mówi o 60(sic) milionach lat, mówi, że dinozaury były głupie, nazywa mozazaura i kecalkoatla dinozaurami, a o tym drugim mówi, że gniazdował w szczelinach.
I wszystko to mówione jest poprzez postać paleontologa.
Nie wierzę, że ten film na poważnie zastanawia się, jaka była tolerancja dinozaurów na niższy poziom tlenu.
Wszystko to pachnie mi dawnym wizerunkiem dinozaurów jako głupich, powolnych jaszczurów nieprzystosowanych do zimna, które urosły takie duże dzięki wyższej zawartości tlenu w atmosferze (o ile pamiętam to była głównie hipoteza dotycząca wielkich karbońskich stawonogów, i jeśli się nie mylę, również przestarzała)
Spotykałam się już z podobnymi argumentami broniącymi wyborów dokonywanych w filmie, że na przykład większość dinozaurów sklonowanych w filmach to gatunki, ktore żyły w cieplejszym klimacie, więc nie radzenie sobie w chłodniejszym klimacie miało sens (chociaż z tego co się orientuję, nie wszystkie, ale przyznaję, nieopierzony dromeozaur w śniegu to raczej zabawny widok).
Dr Loomis mówiący o tym, że dinozaury nie radzą sobie przez to, że wszystko jest inne, tu wymienia: powietrze, owady, promieniowanie słoneczne, roślinność. To też ciekawy argument do rozważenia, ale sekundę później jest wywalony za okno, bo pan paleontolog dodaje, że blisko równika warunki są już odpowiednie (takie jak "60(sic) milionów lat temu").
Ok, więc skoro już jesteśmy pedantyczni - czy blisko równika żyją dokładnie te same rośliny i owady co w okresie kredy? Naprawdę równik rozwiązał te wszystkie problemy? Kreda to pół biedy, co z dinozaurami jurajskimi? Albo triasowym dilofozaurem?
Film cały czas mówi o warunkach z okresu kredy (margines błędu ponad 6 milionów lat, ale co tam), a tymczasem razem z dunkleosteusem i dimetrodonem z poprzedniego filmu mamy tu do czynienia z całą menażerią stworzeń z przeróżnych okresów w dziejach ziemi i różnych środowisk, które zapewne potrzebowałyby zupełnie odmiennych warunków do życia.
No i tutaj dochodzę do drugiej kwestii, a mianowicie nieścisłości filmowej.
Nawet pomijając to, że nie są to prawdziwe dinozaury wzięte żywcem z mezozoiku, jak w "Siłach pierwotnych" albo "Parku prehistorycznym", tylko klony, które ich twórcy zapewne skalibrowali tak, żeby dawały sobie radę w dzisiejszych czasach, te dinozaury żyły sobie przez cały czas, a mianowicie przez 7 filmów, a więc już przez co najmniej kilka pokoleń, i nagle mają problem z tlenem?
W Dominion pyroraptor jest opierzony i daje nura do lodowatej wody, więc ewidentnie sklonowano też dinozaury, którym zimno również niestraszne.
No i co z tym legendarnym "życie znajdzie sposób"? Pierwsze dwa filmy mówią o tym, że żywe organizmy są bardziej wytrwałe, zdolne do adaptacji i przekraczania barier niż się może na pierwszy rzut oka wydawać.
Rebirth odrzuca to wszystko.
Powiedzmy sobie szczerze, był to leniwy sposób na pozbycie się dinozaurów, które rozbiegły się w Dominion po całym świecie, aby dać bohaterom pretekst do udania się na konkretną wyspę w poszukiwaniu dinozaurów do pobrania im krwi.
Chodziło po prostu o to, żeby znowu zrobić film z wyspą w tle.
"Classification is a human exercise. Nature doesn't put labels on things."
―Steve Brusatte, The Rise and Reign of the Mammals: A New History, from the Shadow of the Dinosaurs to Us