Moja powieść
: 25 sierpnia 2011, o 19:28
Witam, niedawno zaczęłam pisać powieść o "Smoku z Lisowic". Skończyłam pierwszy rozdział, znajduje się poniżej, proszę, żebyście go ocenili. Zastanawiam się nad tytułem dla powieści. Myślałam nad "Pierwszy skuteczny super-drapieżnik".
Rozdział I
Nigdy nie atakuj grupy
Wśród upalnej, rozgrzanej pustyni rozlega się ledwie dosłyszalny odgłos kroków. Spomiędzy zeschłych liści sagowca wysuwa się końcówka pyska mięsożernego dinozaura – „Smoka z Lisowic”. Jest teropodem, lecz nie jest jeszcze stuprocentowym tetanurem.
Ta młoda samica już kilka dni bezowocnie poszukuje pożywienia na terenie dzisiejszego Śląska. Trwa pora sucha i wiele zwierząt przeniosło się na inne tereny, ale Smoki pozostały. Dopóki młody Smok nie znajdzie pożywienia, grozi mu powolna śmierć głodowa.
W nozdrza samicy uderza obiecujący zapach. Jest to zapach dicynodontów – ogromnych roślinożernych gadów ssakokształtnych. Dinozaur już wielokrotnie polował na nie z rodziną, teraz jednak musi radzić sobie sam. Idzie niemal bezgłośnie po spieczonej ziemi, kierując się w stronę niewielkiego, błotnistego jeziorka.
Węch jej nie myli. Nad brzegiem jeziora rzeczywiście stoi mała grupa dicynodontów. Wśród nich jest kilka młodych, ale długie kły wystające z górnych szczęk samców zniechęcają do ataku.
Nie mogą mnie zobaczyć… Zaatakować od tyłu, tak jak matka…
Smoki, podobnie jak ich potomkowie i wszystkie inne późniejsze drapieżniki, uczą się sztuki polowania od rodziców. Samica pamięta, jak jej matka podchodziła zdobycz od tyłu, kryjąc się w krzakach. Ona jednak ma do pokonania poważny problem: wokół nie ma zarośli.
Samica jest ubarwiona maskująco – czerwonobrązowe łuski na grzbiecie, bokach i szyi wtapiają się w czerwonawą ziemię. Mimo to, samica nie jest całkowicie pewna swej decyzji. Obchodzi dicynodonty szerokim łukiem. Wchodzi do jeziora, schyla się.
W jej kierunku powoli posuwa się młody samiec. Kilkadziesiąt metrów dzieli go od drapieżnika. Dotąd pochylony Smok podnosi lekko łeb. Dicynodont zamiera w bezruchu. Przeżył już wiele ataków tych gadów, ale zwykle były to wielkie, dorosłe samce.
Samica Smoka nieruchomieje, jej źrenice przesuwają się w prawo, śledząc ze skupieniem ruchy dicynodonta. Roślinożerca ignoruje drapieżnika. Jest pewny, że nic mu się nie stanie. Zanurza pysk w wodzie, nie zauważając, że reszta stada oddala się trochę.
Smoczyca robi kilka małych kroków w stronę roślinożerców, lecz gdy tylko któryś z nich drgnie, zatrzymuje się. Odległość między nią a samcem zmniejsza się. Dicynodont podnosi ociężały łeb, spoglądając na dinozaura.
Smok wie, że to czas na atak. Podnosi się najwyżej jak tylko może, po czym rzuca się w stronę roślinożercy. Dicynodonty ryczą przeciągle, zbijają się w stado. Młody samiec – upatrzona ofiara łowczyni – jest jednak dość daleko. Biegnie w stronę stada, ale Smok pędzi o wiele szybciej.
Teropod wygina szyję esowato do tyłu, rozwiera szczęki. Dicynodont ogląda się, potyka o kamień i nim zdąży odzyskać równowagę, dopada go Smok. Długie, szerokie szczęki wystrzeliwują w przód, siedmiocentymetrowe zęby precyzyjnie trafiają w kark dicynodonta. Gdy drapieżnik czuje ciepłą krew na języku, zaciska zęby z całej siły.
Dicynodont wyje z bólu, szarpie się w uścisku szczęk Smoczycy. Drapieżnik gwałtownym ruchem wyrywa spory kawał ciała z umięśnionego karku dicynodonta. Krople krwi tryskają na boki, osłabiony dicynodont osuwa się na ziemię, Smok połyka w pośpiechu mięso.
Reszta grupy ryczy, potrząsa łbami. W końcu ogromny, stary samiec Podbiega truchtem do stojącego na grzbiecie ofiary Smoka. W nogę teropoda wbija się jeden z kłów dicynodonta. Smok rozwiera paszczę, skrzeczy z bólu i wyszarpuje łapę z pyska dicynodonta. Krew kapie na ziemię z długiego, lecz płytkiego rozcięcia na podudziu Smoczycy.
Ten dicynodont… Bardzo niebezpieczny!
Teropod zeskakuje z żywego jeszcze dicynodonta i odbiega kilka kroków. Ogląda się. Roślinożercy nie odchodzą, stoją nadal w miejscu, rycząc na niego. Smok niechętnie cofa się. Wreszcie dicynodonty odwracają się od niego. Odchodzą, zupełnie zapomniawszy o rannym członku stada.
Smoczyca powoli podkrada się do ofiary. Dicynodont oddycha, podnosi łeb na kilka centymetrów i wzdryga się gwałtownie, gdy cztery zakrzywione szpony drapieżnika rozorują mu brzuch. Po kilku minutach dicynodont wykrwawia się na śmierć, Smok łapczywie połyka kawały jego ciała.
Dziś popełniła głupstwo. Powinna była najpierw oddzielić upatrzoną ofiarę od stada. Leży na brzuchu nieco dalej, obserwuje podchodzącego celofyza. Kilka ostrożnych kroczków i… Gdy samica podnosi się lekko, celofyz umyka jak najdalej tylko może. Gdyby mógł, teropod roześmiałby się.
Celofyzy to sprytni mali łowcy, ale boją się innych drapieżników. Przez miliony lat ewolucji musieli chronić się to przed rauizuchami, to przed gadami ssakokształtnymi, aż wreszcie przed wielkimi teropodami. Ich grupa – ceratozaury, na półkuli północnej nigdy nie stanie się szczytowymi drapieżnikami. Wiele milionów lat później, w okresie kredowym niewielka podgrupa ceratozaurów, zwana abelizaurami, osiągnie zadziwiająco duże rozmiary i będzie polować na olbrzymie zauropody, na razie jednak kryją się w cieniu innych gadów.
Smoczycy nie obchodzą celofyzy. Kładzie się z powrotem, chce pozwolić zranionej nodze odpocząć. Skaleczenie zagoi się już niedługo, jeśli tylko uda jej się znaleźć bezpieczne schronienie. Jedynym, który może zagrozić Smokowi, jest drugi Smok.
Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam więcej pomysłów...
Rozdział I
Nigdy nie atakuj grupy
Wśród upalnej, rozgrzanej pustyni rozlega się ledwie dosłyszalny odgłos kroków. Spomiędzy zeschłych liści sagowca wysuwa się końcówka pyska mięsożernego dinozaura – „Smoka z Lisowic”. Jest teropodem, lecz nie jest jeszcze stuprocentowym tetanurem.
Ta młoda samica już kilka dni bezowocnie poszukuje pożywienia na terenie dzisiejszego Śląska. Trwa pora sucha i wiele zwierząt przeniosło się na inne tereny, ale Smoki pozostały. Dopóki młody Smok nie znajdzie pożywienia, grozi mu powolna śmierć głodowa.
W nozdrza samicy uderza obiecujący zapach. Jest to zapach dicynodontów – ogromnych roślinożernych gadów ssakokształtnych. Dinozaur już wielokrotnie polował na nie z rodziną, teraz jednak musi radzić sobie sam. Idzie niemal bezgłośnie po spieczonej ziemi, kierując się w stronę niewielkiego, błotnistego jeziorka.
Węch jej nie myli. Nad brzegiem jeziora rzeczywiście stoi mała grupa dicynodontów. Wśród nich jest kilka młodych, ale długie kły wystające z górnych szczęk samców zniechęcają do ataku.
Nie mogą mnie zobaczyć… Zaatakować od tyłu, tak jak matka…
Smoki, podobnie jak ich potomkowie i wszystkie inne późniejsze drapieżniki, uczą się sztuki polowania od rodziców. Samica pamięta, jak jej matka podchodziła zdobycz od tyłu, kryjąc się w krzakach. Ona jednak ma do pokonania poważny problem: wokół nie ma zarośli.
Samica jest ubarwiona maskująco – czerwonobrązowe łuski na grzbiecie, bokach i szyi wtapiają się w czerwonawą ziemię. Mimo to, samica nie jest całkowicie pewna swej decyzji. Obchodzi dicynodonty szerokim łukiem. Wchodzi do jeziora, schyla się.
W jej kierunku powoli posuwa się młody samiec. Kilkadziesiąt metrów dzieli go od drapieżnika. Dotąd pochylony Smok podnosi lekko łeb. Dicynodont zamiera w bezruchu. Przeżył już wiele ataków tych gadów, ale zwykle były to wielkie, dorosłe samce.
Samica Smoka nieruchomieje, jej źrenice przesuwają się w prawo, śledząc ze skupieniem ruchy dicynodonta. Roślinożerca ignoruje drapieżnika. Jest pewny, że nic mu się nie stanie. Zanurza pysk w wodzie, nie zauważając, że reszta stada oddala się trochę.
Smoczyca robi kilka małych kroków w stronę roślinożerców, lecz gdy tylko któryś z nich drgnie, zatrzymuje się. Odległość między nią a samcem zmniejsza się. Dicynodont podnosi ociężały łeb, spoglądając na dinozaura.
Smok wie, że to czas na atak. Podnosi się najwyżej jak tylko może, po czym rzuca się w stronę roślinożercy. Dicynodonty ryczą przeciągle, zbijają się w stado. Młody samiec – upatrzona ofiara łowczyni – jest jednak dość daleko. Biegnie w stronę stada, ale Smok pędzi o wiele szybciej.
Teropod wygina szyję esowato do tyłu, rozwiera szczęki. Dicynodont ogląda się, potyka o kamień i nim zdąży odzyskać równowagę, dopada go Smok. Długie, szerokie szczęki wystrzeliwują w przód, siedmiocentymetrowe zęby precyzyjnie trafiają w kark dicynodonta. Gdy drapieżnik czuje ciepłą krew na języku, zaciska zęby z całej siły.
Dicynodont wyje z bólu, szarpie się w uścisku szczęk Smoczycy. Drapieżnik gwałtownym ruchem wyrywa spory kawał ciała z umięśnionego karku dicynodonta. Krople krwi tryskają na boki, osłabiony dicynodont osuwa się na ziemię, Smok połyka w pośpiechu mięso.
Reszta grupy ryczy, potrząsa łbami. W końcu ogromny, stary samiec Podbiega truchtem do stojącego na grzbiecie ofiary Smoka. W nogę teropoda wbija się jeden z kłów dicynodonta. Smok rozwiera paszczę, skrzeczy z bólu i wyszarpuje łapę z pyska dicynodonta. Krew kapie na ziemię z długiego, lecz płytkiego rozcięcia na podudziu Smoczycy.
Ten dicynodont… Bardzo niebezpieczny!
Teropod zeskakuje z żywego jeszcze dicynodonta i odbiega kilka kroków. Ogląda się. Roślinożercy nie odchodzą, stoją nadal w miejscu, rycząc na niego. Smok niechętnie cofa się. Wreszcie dicynodonty odwracają się od niego. Odchodzą, zupełnie zapomniawszy o rannym członku stada.
Smoczyca powoli podkrada się do ofiary. Dicynodont oddycha, podnosi łeb na kilka centymetrów i wzdryga się gwałtownie, gdy cztery zakrzywione szpony drapieżnika rozorują mu brzuch. Po kilku minutach dicynodont wykrwawia się na śmierć, Smok łapczywie połyka kawały jego ciała.
Dziś popełniła głupstwo. Powinna była najpierw oddzielić upatrzoną ofiarę od stada. Leży na brzuchu nieco dalej, obserwuje podchodzącego celofyza. Kilka ostrożnych kroczków i… Gdy samica podnosi się lekko, celofyz umyka jak najdalej tylko może. Gdyby mógł, teropod roześmiałby się.
Celofyzy to sprytni mali łowcy, ale boją się innych drapieżników. Przez miliony lat ewolucji musieli chronić się to przed rauizuchami, to przed gadami ssakokształtnymi, aż wreszcie przed wielkimi teropodami. Ich grupa – ceratozaury, na półkuli północnej nigdy nie stanie się szczytowymi drapieżnikami. Wiele milionów lat później, w okresie kredowym niewielka podgrupa ceratozaurów, zwana abelizaurami, osiągnie zadziwiająco duże rozmiary i będzie polować na olbrzymie zauropody, na razie jednak kryją się w cieniu innych gadów.
Smoczycy nie obchodzą celofyzy. Kładzie się z powrotem, chce pozwolić zranionej nodze odpocząć. Skaleczenie zagoi się już niedługo, jeśli tylko uda jej się znaleźć bezpieczne schronienie. Jedynym, który może zagrozić Smokowi, jest drugi Smok.
Przepraszam, że taki krótki, ale nie miałam więcej pomysłów...